W poprzednim wpisie opowiadałam Wam o mojej drodze do założenia agencji ślubnej, a zwłaszcza o szkoleniu, które odbyłam. Dzisiaj swoim doświadczeniem podzieli się moja prawa ręka, czyli Asia Tomaszewska. Asia od kilku miesięcy pomaga mi w bieżących sprawach, a przy okazji trochę się uczy. Ale przeczytajcie dalej sami!
W Wytwórni Ślubów było "TO COŚ"
Cześć, tu Asia. Nawet nie pamiętam dokładnie jak trafiłam na bloga Agnieszki Kudeli – Pobieramy się, ale to właśnie tam zobaczyłam, że prowadzi ona kursy na wedding plannera. Uwierzcie mi, byłam wtedy świeżo po maturze, nie wiedziałam, kto to jest ten WEDDING PLANNER i na czym polega jego praca. Na blogu Agnieszki, jak i na stronie Akademii Wytwórni Ślubów było coś po prostu tak magicznego, coś co mnie przyciągnęło, więc zaczęłam zgłębiać ten temat. Po kilku dniach namysłu (i uzgodnieniu tego z mamą), zdecydowałam się wziąć udział w tym kursie, a przy okazji wyjechałam na wspólne wakacje z rodziną do pięknego miasta, do Gdyni.
Mieliśmy tylko 4 dni
Wobec kursu nie miałam żadnych oczekiwań, a jedyne co mną kierowało, to ciekawość nowego doświadczenia. I mogę szczerze przyznać, nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że jest to, coś, co mogłabym robić w przyszłości i spełniałabym się w tym zawodowo. Kurs trwał i, muszę to z przykrością powiedzieć, ale tylko 4 dni. To były naprawdę bardzo intensywne i kreatywne, ale pełne niezapomnianych wrażeń dni. Przychodziliśmy wszyscy rano, a wychodziliśmy wieczorem. Prowadzący ten kurs to pełni profesjonalizmu, uśmiechu i zawsze otwarci – Agnieszka i Wojciech Kudela. Opowiedzieli nie tylko o pięknych chwilach w zawodzie weddding plannera, ale też o tych gorszych momentach, o których nie każdy wie. To była taka rzecz, która bardzo dała mi do myślenia, że ze wszystkim można sobie poradzić. Jak twój plan A nie zadziała, to zawsze musisz mieć plan B oraz C a czasami nawet D.
Z praktycznych rzeczy otrzymaliśmy wiedzę na temat rozpoczęcia działalności agencji ślubnej oraz jak stworzyć wizerunek marki w mediach społecznościowych. W przygotowanych materiałach każda uczestniczka kursu dostała kopie umów z podwykonawcami, scenariusz dnia ślubu, przykłady jak pracować w excelu oraz drobne notatki z każdego dnia kursu. Dosłownie wszystko, aby zacząć działać na rynku ślubnym. Miałyśmy również wartościowe spotkanie z sommelierem, z degustacją win. A moim takim największym odkryciem podczas kursu było to, jak bardzo prosto jest zrobić flatlay. W sali były przygotowane stanowiska, gdzie każda z nas mogła wykazać się kreatywnością bądź współpracą z innymi dziewczynami z kursu.
Szczerze polecam taki kurs, ponieważ nawet jeżeli nie będziesz czuła „tego czegoś” do zawodu wedding plannerki, zawsze możesz pracować jako jeden z usługodawców w przygotowaniu do ślubu (np. florysta, dekorator), bądź też część wiedzy możesz wykorzystać w życiu codziennym. Od organizacji różnych eventów dla członków swojej rodziny, dokumentacji w excelu, po drobne szczegóły przy organizowaniu przestrzeni domowej.
A co do kursu – pamiętaj, aby wybrać ten, który najbardziej do Ciebie przemawia. Przejrzyj na spokojnie jakie oferty proponują agencje ślubne, jaki ma staż ta agencja, czy sposób prowadzenia marki jest dla Ciebie bliski. Zobacz – Maja w poprzednim artykule opisała swój kurs w Akademii Perfect Day, ja natomiast ukończyłam kurs w Akademii Wytwórni Ślubów, a tak się życie potoczyło, że pracujemy razem i zdecydowanie więcej nas łączy, niż dzieli.
Trzymam kciuki za Wasze wybory i do zobaczenia, może na wspólnych koordynacjach?